Kotleciki z kalarepy


Lubię kalarepę...zwłaszcza młodą, zerwaną z grządki. W dzieciństwie miałam po sąsiedzku ogrodnika i przyjaźniłam się z jego wnuczką. Z racji wieku sąsiad raczej uprawiał ogród już na własny i rodzinny użytek, ale było tego na tyle dużo, że z koleżanką wpadałyśmy czasem "szkodę" i zrywałyśmy co nam wpadło w oko, a nie co było gotowe do zbioru. Częstym łupem padała kalarepka i biała i czerwona. Opłukana w wodzie ze studni i obierana zębami. Pychota... Od jakiegoś zatem czasu uznałam, że trzeba zainteresować się znów kalarepą. Warzywo zdrowe, smaczne i córce posmakowało. Uznała, że chrupiące i niezłe w smaku. Ale nie byłabym sobą, jakbym nie zaczęła kombinować co można oprócz chrupek z tego zrobić. Dopadłam do mojej kuchennej biblioteki i w starych zapiskach po mojej mamie, znalazłam przepis na kotleciki z kalarepki. Przepis przetestowałam wczoraj. O dziwo spotkał się mimo nieufności M. i N. ze stwierdzeniem że całkiem dobre...a właściwie że bardzo dobre :) Pies ukradł sam z blatu w kuchni dwa i pożarł oblizując się. Zmęczona wczorajszym ganianiem po cmentarzach nie kombinowałam z wyszukanymi dodatkami, tym bardziej, że kotleciki robiłam z ciekawości, a nie jako konkretne danie. Stwierdzono jednak ogólnie, że bardzo pasowałby do nich sos tzatziki, lub coś podobnego, świeża bułeczka lub ryż...więc wolność dodatków i pole do popisów. Zatem do roboty:

SKŁADNIKI:

ok. 80 dag kalarepy
cebula
mała czerstwa bułka
mleko
5 dag zółtego startego sera
1-2 jajka
4-5 łyżek startej bułki
sól, pieprz
ewentualnie mączka migdałowa, siemię lniane 

Kalarepkę umyć, obrać,pokroić w grubą kostkę i wrzucić do gotującej, osolonej wody. Ugotować na miękko i odcedzić. Cebulę obrać i pokroić w drobną kostkę, usmażyć. Bulkę namoczyć w mleku, odcisnąć, zemleć razem z kalarepą, dodać do cebuli razem ze startym serem i jajkami. Doprawić do smaku. Potem formować owalne kotlecik, obtoczyć w bułce i smażyć na patelni z z obu stron  na złoty kolor.

Po przetestowaniu przepisu wiem, ze może masa może być zbyt wodnista, więc ja wrzuciłam ją na sitko, żeby odcisnąć trochę zbędnego płynu, po czym dodałam 3 łyżki mączki migdałowej, żeby poprawić wartość odżywczą można dodać trochę zmielonego siemienia lnianego. Mimo dość lużnej konsystencji przy wyrabianiu, po usmażeniu okazały się zwięzłe i nie rozsypywały się. Tak więc SMACZNEGO :)









Komentarze

Popularne posty