Bezmięsny poniedzialek

Dawno, dawno temu.... za PRLu, w naszym pięknym kraju istaniały duże zakłady pracy, a przy nich stołówki, stołówki istnieją gdzieniegdzie nadal jednak już w zaniku. Teraz mamy "obiady domowe" i zewnętrzny catering. Joko dziecko rodziców pracujących, byłam dość regularnie karmiona stołówkowym jedzeniem, dodatkowo również tu już codziennie jadałam obiady w szkolnej stołówce. Stołówki rodzicieli małe nie były biedne również, więc można było całkiem smacznie pojeść. Z mamy strony była to stołówka wyłacznie dla pracowników bankowośći, więc w latach 80-tych pracowników nie było wielu, ale o nich dbano, kultowe PKO, NBP, dewizowe PeKaO no i wciąż trzymający się bez względu na ustrój Bank Śląski. Z ojca strony była stołówka olbrzymich zakładów produkcyjnych, własciwie kilku, jeden produkował tapety, a co reszta to nigdy się nie dowiedziałam. Było tego na tyle dużo i na tyle bogate, że posiadały własną przyazakładową przychodnie lekarską, w której to pracował mój tatko, medyn w z wykształcenia. Czerpiąc zatem z własnych wspomnień i doświadczeń smakowych, muszę przyznać, że obecne, widoczne już prawie na każdym rodu w miastach "obiady domowe" nie mają szans z dawnymi stołówkami. Jedzenie było nieporównywalnie lepsze, a kilka dań zostało przez moją rodzicielkę przechwyconych i do tej pory się sprawdzają, choć teraz przyrządzam je sama. Jedno tylko pozostało dla mnie zagadką, dlaczego we wszystkich wymienionych przeze mnie stołówkach poniedziałek był dniem bezmięsnym. Nie pamiętam co podawano w rodzicielskich stołówkach, ale w naszej szkolnej był makaron z białym serem (to lubiłam) i osobiście dla mnie niezjadliwy ryż w postaci grduły, gdzie ziarka nie istniały i polane to coś słodka śmietaną. Jednak te bezmięsne poniedziałki o dziwo wspominam całkiem miło i często sama w poniedziałem kombinuje coś bez mięska, niestety Maciek patrzy na to krzywym okiem, więc dostaje coś do tego mojego bezmięsnego.
Ale żeby nie przynudzać na dziś proponuję:

Ziemniaki w mundurkach z boczniakami (lub innymi grzybami):

 Zatem bierzemy kilka ziemniaków i gotujemy je w skórkach (wcześniej dokładnie myjemy) , nie martwmy się gatunkiem bo każdy będzie dobrze smakował. Można upiec jak ktoś woli.
Siekamy drobno dużą cebulę i czosnek 1-2 ząbki i podsmażamy to na oleju z odrobiną masła, nie smażymy zbyt długo, aby nam się czosnek nie przypalił i wsypujemy pokrojone w paseczki boczniaki ( ok 250 gr.). Dodajemy sól i pieprz do smaku można odrobinę masła i dusimy na małym  mieszając. Jak grzyby zmiękną wlewamy szklankę śmietanki i gotujemy aż zgęstnieje. Na koniec kilka kropli soku cytrynowego, żeby nadać odrobinę świeżości no i własciwie gotowe. Można wedle własnego uznania doprawić jeszcze pieprzem lub solą ciut tymianku lub ziół prowansalskich. Gotowe ziemniaki kroimy na spore kawałki wykładamy na talerz i obficie obkładamy grzybami, posypujemy serem feta i szczypiorkiem, do tego dowolna surówka lub kiszony ogórek i ... Smacznego:)

Komentarze

Popularne posty